Nie wiem co mogłam sądzić o kolejnych dniach. Policja jak na razie kazała mi siedzieć w domu i nigdzie z niego nie wychodzić. Niby już zaczęli poszukiwana, ale nie chce mi się do końca w to wierzyć. Moje zgłoszenie mogli mieć za przeproszeniem głęboko w dupie. Jednak posłuchałam się ich i siedziałam w moim mieszkaniu. Szlag jasny mnie w nim trafiał. Wszystko było już posprzątane tak, że gdyby przyszła tu perfekcyjna pani domu i zrobiłaby test białej rękawiczki to ona nadal pozostała by biała. Z Harrym nie miałam kontaktu od tej naszej ostatniej ostrej wymianie zdań. Może to i dobrze, że dał sobie spokój. Ale czy ja oby na pewno tego chciałam? Zachowałam się trochę głupio odtrącając go w taki sposób. a jeszcze teraz kiedy potrzebowałam jakiegoś wsparcia od jakiejkolwiek osoby wszyscy się ode mnie odwrócili. Nie mogłam nawet liczyć na moich rodziców. Tamtego dnia kiedy zgłosiłam to wszystko na policję zadzwoniłam do moich rodziców, aby obgadać trochę tą sprawę i powiedzieć im do czego się dopuściłam. Kiedy ta informacja wypłynęła z moich ust w słuchawce telefonu zapanowała cisa. Chwilę po tym w moją stronę były kierowane obelgi. Rozumiecie? Od moich własnych biologicznych rodziców. W tamtej chwili czułam się jak śmieć. Mówili mi, że jestem wyrodną matką, że nie miałam czasu dla dziecka, że wieczni żyję imprezami, ale najgorsze dla mnie było to kiedy powiedzieli, że puszczam się z każdym na prawo i lewo. Wtedy już nie wytrzymałam i rozpłakałam się na dobrze, poprzednio naciskając czerwoną słuchawkę. Telefon wylądował gdzieś na kanapie, a ja znowu zaczęłam się nad sobą użalać. Od kiedy przeszłam na własne śmieci byłam na jakiejś imprezie 2-3 razy, a o życiu towarzyskim mogłam sobie tylko pomarzyć. Kiedy ja naprawdę nie mogłam się zająć Merci to zostawał ona z ciotką Grace. Przecież ona potrafiła się nią zająć nawet lepiej ode mnie. Nic jej tam nie groziło. Nie mogłam wrócić do pracy dlatego poszłam na zwolnienie. Chłopców miało nie być lada dzień, a tylko w nich miałam jakieś wsparcie. No nie wliczając ciotki Grace, która mimo iż była troszkę na mnie zła to wykazywała wsparcie ze swojej strony. Jeszcze na dodatek, kiedy wreszcie dotarło do niej co się stało to zaczęła obarczać siebie winą, mówiąc, że tamtego dnia mogła być w domu i mogła się zająć Merci. Jednak ja tak nie uważałam. Przecież każdy ma swoje życie, co nie?
Siedziałam właśnie pod kocem i popijałam moją herbatę z miodem, kiedy do moich uszu dobiegł dzwonek do drzwi. Wstałam z kanapy i podeszłam do brązowych drzwi. Otworzyłam je niepewnie.
- Dzień Dobry. Pani Lotte Erin Joyce? - spytał się mnie mężczyzna w podeszłym wieku. Ale zaraz zaraz, czy on użył mojego pełnego imienia?
- Tak to ja. - odpowiedziałam patrząc jak listonosz wyjmuje z torby list.
- Ma pani list polecony. Sądzić po pieczęci to chyba z sądu. - powiedział, a mnie momentalnie zatkało. - Proszę tu podpisać. - przysunął w moją stronę jakiś papier i długopis. W wykropkowanym miejscu złożyłam swój podpis i odebrałam list. - Do widzenia - odpowiedział mężczyzna i zaczął schodzić w dół po klatce schodowej.
- Do widzenia. - odparłam stojąc jak wryta.
Miałam już wchodzić do środka kiedy obok mnie pojawił się Harry.
- Jak ty tu wszedłeś? - zapytałam bez zastanowienia.
- Jakaś twoja sąsiadka otwierała drzwi to pomyślałem, że już nie będę dzwonił. Chyba nie jesteś zła za to, że do ciebie przyszedłem co? - spytał chłopak wchodząc do mieszkania. Zamknęłam za sobą drzwi i weszłam w głąb mieszkania nie czekając na to, aż Harry zdejmie buty.
- Póki co nie jestem zła, ale zaraz się okaże w jakim będę nastroju gdy odczytam ten list - pomachałam w górze kawałkiem papieru i poszłam do kuchni - Napijesz się czegoś? - krzyknęłam
- Wiesz co może tylko wody, bo nie mam na nic innego ochoty - powiedział chłopak wchodząc do kuchni.
- Ok. - oblizałam usta i wyjęłam z szafki wysoką szklankę. Z blatu zgarnęłam wodę niegazowaną, a następnie nalałam ją do szklanki. Podałam naczynie chłopakowi i przeszłam do salonu.
Usiadłam na kanapie i otworzyłam list. Wyjęłam z niego dość obszerną kartkę i zaczęłam ją czytać nie przejmując się obecnością Harrego. Czytałam każde zdanie powoli i analizowałam wszystko po kolei. Kiedy do mnie to dotarło krzyknęłam na całe mieszkanie.
- Boże co?! - patrzyłam jak zahipnotyzowana w tą kartkę.
- Co się stało? - Harry wyrwał mi papier i zaczął czytać - Powiedziałaś im o tym, że Merci nie ma? - spytał po chwili spoglądając na mnie.
- No, a co miałam to ukrywać? Przecież i tak by się wszystko wydało prędzej czy później, ale nie sądziłam, że posunął się do tego, aby odebrać mi prawa rodzicielskie. To nie jest normalne! - przetarłam już mokre policzki od łez.
- Nadal uważasz, że mnie nie potrzebujesz? - spytał spoglądając na mnie z góry.
- Harry wiesz, że jestem uparta. - spojrzałam w jego oczy.
- Lotte wiesz, że ja ci tego nie odpuszczę i czy tego chcesz czy nie to ja ci i tak pomogę. - uśmiechnął się - Nasze sprzeczki do niczego nie będą prowadzić, bo i tak zrobimy to co będziemy uważać za słuszne.
- No niby tak, ale znasz mnie. -machnęłam ręką w celu poddania się.
- No właśnie znam cię i wiem co dla ciebie będzie dobre, a co nie, bo.. - chłopak nie dokończył gdyż usłyszałam dźwięk SMS'a.
Wyświetliła mi się wiadomość od nieznanego numeru. Nacisnęłam na nią i za chwilę pokazła się jego treść:
'Oh biedna Merci, cały czas płacze, bo chce do mamy. Niedługo może wyda z siebie już swoje ostatnie łkanie. To się jeszcze okaże.'
Sparaliżowało mnie. Totalnie. Podałam telefon chłopakowi, który przyglądał mi się dość intensywnie. Przeniósł swój wzrok na małe urządzenie, a po krótkiej chwili wstał i głośno krzyknął.
- Co to ma być?!
- Mnie się pytasz?! - odparłam krzycząc głośniej od Harrego i znowu zaczęłam płakać.
- Musimy z tym jechać na policję. Już - powiedział po czym popędził do drzwi, aby założyć buty
- Poczekaj! - krzyknęłam i pobiegłam do sypialni. O tworzyłam szafę i wyciągnęłam z niej pośpiesznie czerwoną bluzę. Przy wyjściu wsunęłam swoje siwe trampki i wybiegłam za chłopakiem. Musiałam się jednak wrócić, baby zamknąć drzwi. Wybiegłam z powrotem do mieszkania i z półeczki zdjęłam klucze. Zamknęłam drzwi i zbiegłam na dół. Harry siedział już w samochodzie i czekał, aż ja się zjawie. Weszłam do środka i zamknęłam drzwi. Harry natychmiast ruszy ł z miejsca. Nie zapięłam pasów, bo przecież posterunek nie znajdował się nie wiadomo jak daleko. To przecież tyko 5 ulic dalej. Wyszliśmy z samochodu, a Harry włączył alarm wkraczając na pierwsze schodki prowadzące na komisariat. Chwilę później siedzieliśmy na podłużnym, obskurnym korytarzu i czekaliśmy na naszą kolej. Chłopak nerwowo tupał nogą co było mega wnerwiające, ale nie chciało już mi się zaczynać nowej kłótni. Za chwilę drzwi się otworzyły, a za nich wyszło jakieś małżeństwo.
- Jakby coś się działo to proszę dać znać - odparł komisarz tym samym żegnąjc tamtą parę. - Wy do mnie w jakiejś sprawie? - spytał przenosząc wzrok na naszą dwójkę.
- Tak - usłyszałam za sobą Harrego.
- To zapraszam do środka. - zaprosił nas gestem ręki.
Weszłam jako pierwsza, a za mną podążała te dwójka. Usiadłam na jednym z krzeseł.
- Dziś dostałam taką wiadomość od nieznanego numeru. - otworzyła wcześniej odczytaną wiadomość tekstową i podałam ją policjantowi.
- Dobrze, ze z tym tu przyszliście. Może uda nam się zidentyfikować skąd została wysłana ta wiadomość. Chcecie to sprawdzić? - spytał się policjant podnosząc na nas wzrok
- Tak, jasne. - ocknęłam się.
- W takim razie proszę trochę poczekać, a my to sprawdzimy. - wstał z krzesła i wyszedł z pokoju biorąc ze sobą mój telefon.
Siedzieliśmy tu może 20 minut, może godzinę? Nie wiem w tamtym momencie nie miałam rachuby czasu. Cisza jaka pomiędzy nami panowała z czasem zaczęła się robić odrobinę krępująca, ale nikt nie był na tyle odważny, aby ją przerwać. Usłyszałam skrzypnięcie drzwi i pojawił się w nich policjant. Bez słowa przeszedł przez pokój siadając na swoim miejscu za biurkiem. Oddał mi telefon i rzekł:
- Wiadomość została wysłana z Manchesteru To tam może przebywać pani córka.
Tam może przebywać Merci? Boże aby jej tylko nic nie było.
Tak wiem, że zamulam, ale pisałam to wszystko w takim pośpiechu, bo znalazłam chwilę czasu. Powiem tyle: jest trzecia klasa, a ja mam obowiązków ponad swoje siły i nie mam czasu pomyśleć co ja bym mogła dalej napisać. W mojej głowie zamiast weny jest pełno obliczeń i obowiązków z których muszę się wywiązywać. Mam nadzieję, że mnie zrozumiecie, a co do rozdziału nie chciało mi się go sprawdzać, bo siedzę nad nim już od 5 godziny. Dziękuję i Dobranoc : )
Genialny rozdział!!!
OdpowiedzUsuńOby Marci nic nie było. ;)
Super <3 czekam na nn ;)
OdpowiedzUsuńPo prostu cudeńko !!! :*
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział .
To opowiadanie jest niesamowite !!!
Czekam na next i życzę weny kochana :*
Przy okazji zapraszam do mnie. Bardzo zależy mi abyś wyraziła tam swoje zdanie. http://good-girls-love-bad-boyss.blogspot.com/