Policja w Manchesterze przyjęła zgłoszenie o tym dziwnym SMS'ie. Wszystkie dane zostały przesłane do nich. Siedziałam na komisariacie już dobre 2 godziny i czekałam na jakieś informacje. Harry musiał iść, bo przecież on też swoje życie. Właściwie to gdyby nie zadzwonił do niego Paul, że musi być w studiu za pół godziny to dalej, by tu ze mną siedział. Przeglądałam właśnie po raz 12 gazetę, która leżała na stoliku w poczekalni kiedy w moim telefonie zawidniała wiadomość.
"Ach ta policja szuka nas po całym Manchesterze i nie może nas znaleźć. Jednak potrafimy się bardzo dobrze maskować."
Siedziałam tak i gapiłam się w ekran telefonu. Nie będę już błagać policji. Wezmę sprawy we własne ręce. Nie wiem nawet kiedy obok mnie zjawił się policjant, który przyjmował zgłoszenie.
- Własnie otrzymałem telefon z Manchester'u. - podniosłam na niego wzrok. - Niestety nie znaleziono nic prócz zniszczonej karty SIM z której została wysłana wiadomość.
- A odciski palców? - spytałam wstając.
- Niestety nie znaleziono na nich odcisków. Ktoś musiał robić to z doskonałą precyzją. - westchnął policjant. - Jednak są przypuszczenia, że pani córka jest na terenie kraju, więc trzeba czekać.
- Trzeba czekać? Trzeba czekać?! - wrzasnęłam, że aż policjant podskoczył. - Ja już dość długo czekam! Z moją córką może się coś dziać, a wy mi każecie czekać?! W dupie mam takie czekania! - krzyknęłam w stronę komisarza i wybiegłam z budynku. W tym momencie nie zastanawiałam się nad tym co może sobie op mnie pomyśleć. W tym momencie nic nie miało dla mnie znaczenia.
Szybkim krokiem przemierzałam ruchliwe uliczki w kierunku swojego domu. Kiedy znalazłam się przy wejściu do klatki schodowej otworzyłam swoją torebkę i zaczęłam szukać w niej kluczy. Znalazłam je gdzieś na samym dnie. Wyciągnęłam je, a potem wsadziłam je odkluczając drzwi. Wchodziłam po schodach co drugi stopień pragnąc znaleźć się już na górze. Będąc pod drzwiami starałam się je szybko otworzyć, ale byłam tak zdruzgotana, że nie byłam w stanie popaść w otwór. Pomogłam sobie drugą ręką przytrzymując ją, aby ta tak się nie telepała. Gdy już je otworzyłam wpadłam tam jak burza. Trzasnęłam drzwiami i pobiegłam w głąb mieszkania. Nie zaprzątałam sobie głową tym, aby zdejmować buty. Weszłam do sypialni i wyjęłam z niej małą torbę podróżną. Otworzyłam szafę na oścież i zaczęłam zdejmować z wieszaków jakieś ubrania. Niedbale wkładałam materiały do walizki nie przejmując się tym czy będą wymięte czy może nie. Włożyłam tam też trampki. Chwilę potem byłam w łazience gdzie wrzucałam rzeczy do kosmetyczki. Kosmetyczka i bielizna, którą zgarnęłam w między czasie znalazła się w torbie. Zapięłam ją i chwyciłam w ręce. Do swojej torby wrzuciłam portfel i ładowarkę do telefonu. Torby zostawiłam przy wyjściu i zaczęłam biegać po mieszkaniu wyłączając urządzenia z gniazdek. Będąc już przy drzwiach wyłączyłam korki. Torby przewiesiłam sobie przez ramię. Zakluczyłam drzwi i zaczęłam zbiegać w dół. Będąc na dworze szybkim krokiem przemierzyłam odległość jaka znajdowała się pomiędzy mną, a moim samochodem. Będąc już praktycznie przy moim aucie musiałam się z kim zderzyć.
- O Lotte. - powiedział entuzjastycznie Harry - wybierasz się gdzieś?
Wywróciłam oczami i wyminęłam chłopaka. Otworzyłam bagażnik i wpakowałam tam torbę.
- Lotte pytałem się coś ciebie. - powiedział chłopak łapiąc mnie za łokieć.
- policja ma tą sprawę gdzieś. Sama znajdę moją córkę. - wyrwałam się z uścisku chłopaka i wsiadłam do samochodu. Klucze wsadziłam do stacyjki i wyjechałam z parkingu zostawiając dom i zdezorientowanego chłopaka za sobą.
Próbowałam się wydostać z Londynu już jakąś dobrą godzinę, ale za nic w świecie nie mogłam tego zrobić. W tym mieście są takie korki, że szybciej chyba bym doszła do tego Manchester'u na pieszo. Po kilkunastu nieudolnych próbach wydostałam się z tej metropolii i jechałam już prosto do miasta gdzie być może znajduje się moja córka.
Telefon, który znajdował się na siedzeniu obok cały czas dzwonił. W końcu nie wytrzymałam nerwowo i go wyłączyłam.
Zajechałam na stację benzynową. Wyszłam z samochodu i obeszłam go dookoła.otworzyłam bak i zatankowałam samochód do połowy. Wzięłam z siedzenie torebkę oraz telefon i poszłam zapłacić pracownikowi należną sumę. Kiedy wyszłam postanowiłam włączyć telefon. Podczas gdy telefon szykował się do ponownego użytkowania, ja wsiadłam z powrotem do samochodu, powoli odjeżdżając. Nie powiem za mną stały dwa auta, a ich kierowcy chyba nie byli zbytnio zadowoleni. Kiedy na telefonie wreszcie pojawiła się uśmiechnięta buźka małej Merci chciałam wybuchnąć płaczem. Za chwilę zaczęły przychodzić mi powiadomienia. Miałam 34 nieodebrane połączenia i 5 nieodczytanych SMS'ów. Przeglądając widziałam, że są to same od Harrego. Westchnęłam z rezygnowaniem i położyłam telefon na siedzenie pasażera.
Jadąc autostradą pokonywałam kolejne odcinki dzielące mnie do mojej córki. Byłam lekko mówiąc zdenerwowana. Dochodziła godzina 17 kiedy wjeżdżałam na tereny Manchester'u.Ściemniało się gdyż zwykle o tej porze roku tak się dzieje. Przecież mamy jesień.
Poszukiwałam jakiegoś hotelu na obrzeżach tego miasta. Zdarzało się też tak, że wjeżdżałam w nie dość ciekawe uliczki. Po raz 10 z kolei wjechałam w nieoświetloną uliczkę. Światła samochodowe oświetliły sylwetki jakiś ludzi. Dostrzegłam, że jest to jakaś kobieta i mężczyzna. Postanowiłam zainterweniować. Włożyłam telefon do kieszeni i wyszłam z samochodu nie gasząc przy tym świateł. Mężczyzna nadal szarpał tą kobietę.
- Zostaw ją! - krzyknęłam, zmniejszając odległość między nami. - Słyszałeś?! - byłam już prawie przy nich.
- Och kogo moje oczy widzą? - powiedział mężczyzna szczerząc się sam do siebie. - Toż to Lotte we własnej osobie. - zaśmiał się szyderczo.
- Nie! - krzyknęła kobieta i próbowała wyrwać się z uścisku. Nieznajomy trzymał ją za kark. Jej twarz była zwrócona do ziemi. Zaczęła kasłać po tym jak silnie musiał ją ten facet trzymać.
- Skąd mnie znasz? - dobra teraz się już trochę bałam.
- Och kochanie ty nawet nie wiesz ile ja osób na tym świecie znam. - obiecuję wam, że jeśli nie przestanie się tak szczerzyć to mu chyba coś zrobię. Zauważyłam, że do naszej trójki zaczęło się zbliżać jeszcze jakiś dwóch kolesi. Zrobiłam jeden krok do tyłu, ale się z czymś zderzyłam. Podniosłam głowę do góry i ujrzałam jakiegoś łysego faceta, który zupełnie tak jak tan pierwszy uśmiechał się z nie wiadomo jakiego powodu. Dobra teraz to już się zaczęłam na prawdę bać. Było ich czterech, jakaś kobieta, która była trzymana przez jednego z mężczyzn, jeśli w ogóle mogę ich tak nazwać i ja. Rozejrzałam się w około. Mój oddech ewidentnie przyśpieszył. Rzuciłam się do ucieczki. Było mi dane zrobić dwa kroki, gdyż zostałam złapana za ramiona. Zaczęłam się wierzgać chcąc uwolnić się z uścisku jednak to było na marne. Gościu, który mnie schwytał przyciągnął mnie do siebie, trzymając jedną ręką, a drugą przyłożył do mojej twarzy trzymając w niej jakąś ścierkę. Starałam się nie oddychać. Kopałam go nogami jednak on nie reagował. Długo nie mogłam wytrzymać więc zaczerpnęłam powietrza. Nie to nie był dobry pomysł. Za chwilę mój obraz zaczął się rozmazywać i urwał mi się film.
*
Dobra możecie mnie zabić. Rozdział jest krótki, mało logiczny i ogółem takie gówno z tego wyszło. Powoli się chyba wypalam z tej historii, nie wiem co wymyślać. W mej głowie są teraz jakieś wzory matematyczne i to mnie naprawdę wkurza. Bardzo chcę dokończyć tą historię, bo nigdy żadnej mi się nie udało skończyć. Postaram się, aby kolejny rozdział był dłuższy i może trochę bardziej ciekawszy od tego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz