wtorek, 16 lipca 2013

Rozdział 1

  Obudziły mnie promienie słońce wpadające przez okno. Wczoraj byłam tak zmęczona, że nie miałam siły na nic. Zrobiłam kolację Merci, a kiedy ją jadła ja wyciągnęłam jogurt z lodówki i go zjadłam. Opakowanie wyrzuciłam do kosza, a łyżeczkę włożyłam do zmywarki. To samo zrobiłam z brudnymi naczyniami po kolacji małej. Wyjęłam ją z fotelika do karmienia i wyszłam z kuchni gasząc za sobą światło. Po ciemku na rękach z Merci doszłyśmy do łazienki. Tam postawiłam ją na puchowym, kremowym dywaniku łazienkowym. Następnie ją umyłam. Ubrana w piżamę w różowe misie poszła do pokoju. Tam położyłam ją do łóżeczka, a ta w mig zasnęła. Moje powieki opadały ociężale na moje oczy. Przeszłam z pokoiku Merci do mojego i rzuciłam się na łózko w ubraniach. Owinęłam się w kokon i usnęłam. Wyplątanie z niego skończyło się tym, że wylądowałam na podłodze, ale się udało. Podniosłam się niezbyt zgrabnie z podłogi i poszłam do pokoiku małej. Spała jeszcze twardym snem. Udałam się do łazienki, a to co zobaczyłam w lustrze sprawiło, że trochę się przeraziłam. Nie zmyłam wczoraj makijażu i teraz mam za swoje. Wyglądam jak potwór. Rozumiem jeśli byłoby to hallowen, ale nie jest. Rozebrałam się i weszłam pod prysznic. Zmyłam z siebie wszystko z wczoraj. Kiedy wyszłam z kabiny wszystko było zaparowane. jednym ręcznikiem owinęłam swoje ciało, a z drugiego zrobiłam turban na swojej głowie. weszłam do swojej niewielkiej sypialni i wyciągnęłam swoje czarne rurki i morelową bluzkę z rękawem 3/4. Z górnej szafki wyjęłam czystą bieliznę i udałam się do łazienki. Tam się przebrałam, a ręczniki wraz używanymi ubraniami wrzuciłam do kosza na bieliznę. Wyszłam z łazienki nie kończąc jeszcze swoich czynności ponieważ usłyszałam płacz. Poszłam do pokoiku Merci i wyjęłam ją z łóżeczka. Postawiłam ją na puchatym dywaniku.
- Zrobić ci śniadanie? - zapytałam kucając przy dziewczynce. Ona tylko w odpowiedzi pokiwała głową i podreptała w stronę kuchni.
Uśmiechnęłam się do siebie i podążyłam za nią. W kuchni zrobiłam jej śniadanie, które składało się z mleka i biszkoptów. Posadziłam ją w foteliku i podałam jej miseczkę ze śniadaniem. Chciałam zrobić coś dla siebie jednak zadzwonił dzwonek do drzwi. Chcąc nie chcąc poszłam otworzyć.
- Siema Lotte - przywitała mnie uśmiechnięta twarz Jaymiego 
- Cześć Jaymi - powiedziałam otwierając mu drzwi.
- To co gotowa?
- Tak prawie tak. Walizki mam już popakowane, ale muszę jeszcze załatwić kilka drobnych spraw.
- Za dwie godziny mamy wyjazd - powiedział podekscytowany. 
- Wiem, wiem - machnęłam ręką - Przypilnujesz małą? -popatrzyłam na niego.
- Jasne. - odpowiedział i udał się do kuchni gdzie przebywała mała.
 Ja udałam się do łazienki, aby móc się pomalować. Gdy już to zrobiłam to dopakowałam kilka rzeczy do naszych walizek. Wzięłam swoje drugie klucze i wyszłam z mieszkania. Zapukałam do drzwi naprzeciw. Po chwili otworzyła mi je miła staruszka, która zawsze służyła pomocą.
- Dzień dobry Georgia, przyszłam przynieść klucze. - wyciągnęłam rękę przed siebie i wręczyłam jej pęk błyszczących kluczy. 
- Oh dzień dobry Lotte. Więc już dzisiaj wyjeżdżacie? - zapytała patrząc na mnie swoimi wiecznie uśmiechniętymi oczyma. 
- Tak, ale proszę się nie martwić niedługo wrócimy. - uśmiechnęłam się do niej przyjaźnie. 
- Wiem kochanie wiem, ale trochę smutno mi tu będzie bez was.
- Oj ja też nie wiem czy dam sobie radę, ale trzeba spróbować. - pokiwałam głowę - To ja będę się zbierać, bo zaraz jedziemy. Do widzenia. - powiedziałam i odwróciłam się na pięcie. 
- Do zobaczenia. A Lotte pamiętaj. - powiedziała łapiąc mnie za rękę - Uważaj tylko tam na siebie i małą. - powiedziała dość poważnie.
- Dobrze, obiecuję, że zadbamy o siebie. - odpowiedziałam i weszłam do swojego mieszkania.
Weszłam do kuchni.
- Matko przenajświętsza tu było jakieś tornado? - obiegłam wzrokiem całą kuchnię, która była nieźle brudna. 
- Nie, ale Merci się chyba nie chciało jeść. - powiedział Jaymi stając zaraz koło mnie.
- To było ją wypuścić. - wywróciłam oczami. 
Przeszłam przez brudną kuchnię i ze schowka wyjęłam mopa. Podeszłam do Jaymiego i mu go wręczyłam. 
- Ty tu myjesz, ja idę przebrać Merci i wychodzimy - powiedziałam patrząc na jego zdezorientowaną twarz i wyszłam pośpiesznie udając się do pokoiku małej. 
Z pokoju wzięłam wcześniej naszykowane ubranka i następnie przeszłam do łazienki. Tam ją umyłam i przebrałam w ubrania. Kiedy wszystko zostało ogarnięte Jaymi pomógł mi wynieść walizki do samochodu. Zakluczyłam drzwi i zeszłam zaraz za nim. Jazda samochodem nie trwała długo. Zaparkowałam swój samochód w garażu u Jaymiego. Dobrze, że to pomieszczenie ma tak przestronne. Przeszliśmy jeszcze jakieś 10 minut drogi ciągnąc walizki za sobą. Doszliśmy do autobusów którymi mieliśmy wyruszyć w trasę. Walizki włożyłam do jednego z nich. Po 15 minutach załatwianiu ostatnich spraw weszliśmy do naszych autokarów i ruszyliśmy w trasę po UK. Zapowiada się pracowity rok. Westchnęłam i opadłam na fotel, który znajdował się wewnątrz. Przeczytałam kilka bajek Merci po czym mała zasnęła. Ja zaraz poszłam w jej ślady.

*następnego dnia*

Merci właśnie bawiła się z Josh'em kiedy ja usilnie próbowałam zapanować nad fryzurą George'a.
- Boże ja nie mogę z tą twoją głową. Za dużo masz na niej włosów - powiedziałam zaczesując lekko jego grzywkę do góry.
- To chyba dobrze co nie? - zmarszczył swoje brwi.
- Jak dla mnie nie, dla ciebie może i tak. - wzruszyłam ramionami i nakładałam kolejną warstwę lakieru na jego włosy - Dobra skończyłam już! - krzyknęłam uradowana.
- 10 minut do wyjścia! - usłyszałam czyjś krzyk.
 Chłopcy zaczęli się zbierać. Wzięłam małą na ręce i podążyłam zaraz za nimi. Stałyśmy za kulisami czekając na ich wywindowanie na scenę. Zaczęło się odliczanie. 10, 9, 8, 7, 6, 5, 4, 3 , 2, 1, 0 i na hali nagle rozniósł się jeden wielki pisk. Chłopcy wystrzelili w górę nawet nie wiem w którym momencie. Trasa koncertowa oficjalnie została rozpoczęta.

  Przez pół koncertu próbowałam uspokoić płaczącą Merci, ale nic nie było w stanie jej pomóc.
- Patrz Merci, patrz jaki słodki misio. - pokazałam jej małego brązowego misia. 
Nie pomogło. Mała zaczęła jeszcze bardziej płakać.
- No już cicho. - zaczęłam ją kołysać jak niemowlaka.
Słyszałam chłopców, którzy skończyli swój występ. Było ich słychać chyba już z drugiego końca hali.
- No chłopcy gratuluję występu. Może kiedyś przeskoczycie i nas. - usłyszałam czyjś głos. Ale nie był jakiś tam zwyczajny głos. To był jego głos. Przyłożyłam dłoń do swojej klatki piersiowej gdzie znajdowała się zawieszka w kształcie serca. Pamiętam jak ją dostałam. Miałam wtedy szesnaste urodziny i byłam chora na anginę. Moja mama nie wpuściła go do środka, ponieważ powiedziała, że jestem chora. Po 5 minutach przyniosła mi pudełko i powiedziała, ze jest to właśnie prezent od niego. W środku znajdowało się nasze wspólne zdjęcie. Poczułam silną potrzebę ukrycia się gdzieś z małą, albo chociażby ukrycia małej. Jakby jeszcze tego było mało Merci nie przestawała płakać. Wtem drzwi się otworzyły, a do środka weszła dość znajoma osoba.
   
*

Przepraszam was za mało składniowe zdania, ale nie mogę się za bardzo skupić, gdy słucham muzyki. Pisałam to dwa dni i mi się wgl to nie podoba. Przepraszam. Postaram się poprawić : ) xx

2 komentarze: