czwartek, 30 stycznia 2014

Rozdział 1 cz. II

- I raz, dwa, trzy, cztery.. - na sali można było usłyszeć donośny głos pani Harper. Pani Harper to kobieta po pięćdziesiątce, jednak jak na swój wiek jest bardzo sprawna. Ma idealną figurę, a jej twarz ukazuje zmarszczki tylko kiedy się uśmiecha. Czyli nie za często. W młodości była świetną tancerką lecz niestety musiała zakończyć to po tym jak dostała poważnej kontuzji kolana. Teraz była tylko choreografką. Dość wymagającą choreografką.
- Stop, stop, stop! - krzyknęła wymachując rękoma. - Macie się skupić i nie mylić kroków, bo wyglądacie jak tańczące kurczaki - westchnęła - Samuel, Ave, Zoe, James i Mercedes proszę chodzcie do przodu.
Ugh nienawidziłam jak ktoś się zwracał do mnie pełnym imieniem, bo zawsze jak się przedstawiałam otrzymywałam odpowiedz "O! To jak ten samochód." Z kolei jak przedstawiałam po prostu Merci to ludzie się mnie pytali za co dziękuję. Ugh, głupi język francuski. - Dobra dzieciaki zrobcie to dobrze i będziecie wolni. I raz, dwa, trzy, cztery... - zaczęła liczyć, a z głośników popłynęła muzyka. Nogi od razu zaczęły wykonywać poprawne ruchy. Dałam się ponieść muzyce. Pięć minut pózniej skończyliśmy próbę. Poszłam do szatni dla dziewczyn i od razu pobiegłam pod prysznic. Przebrałam się w swoje ciuchy, a swoje getry wraz z bluzką schowałam do mojej torby. Wyjęłam telefon, gdy zamykałam swoją torbę. Odblokowałam komórkę i się przeraziłam. Na wyświetlaczu widniało siedem nieodebranych połączeń od "Mama". O nie na śmierć zapomniałam. Miałam pomóc jej w stworzeniu tej całej nowej kolekcji. O cholera nie żyje. Wybiegłam z szatni rzucając dziewczynom zwykłe "pa" i wyleciałam jak torpeda z budynku. Wsiadłam do swojego Mercedesa  (Hyy czujecie ten sarkazm?) i odjechałam z parkingu. Nie wiem co poniosło mojego ojczulka, aby sprawić mi taki prezent na osiemnaste urodziny, no ale dobra. Przynajmniej nie muszę jeździć komunikacją miejską, albo chodzić wszędzie pieszo. Jechałam pod dom mody przekraczając kilkakrotnie prędkość. Mam nadzieję, że policjanci mają teraz jakąś przerwę czy coś. Wjechałam do podziemnego parkingu i zaparkowałam jak najbliżej drzwi wejściowych. Wysiadłam i zakluczyłam drzwi. Poprawiłam torebkę na swoim ramieniu i popędziłam w stronę wind. Gdy usłyszałam charakterystyczne piknięcie weszłam do jednej z nich. Wcisnęłam dziesiąty numer i jechałam na samą górę. Muzyka lecąca w pomieszczeniu zamiast ukajać moje nerwy jeszcze bardziej nimi targała. Winda zatrzymła się, a drzwi w ślamazarnym tępie otworzyły się. Szybkim krokiem ruszyłam w stronę biura mojej mamy. Przywitałam się z rudowłosą recepcionistką zwykłym "dzień dobry" i podeszłam do drzwi na których widniało imię i nazwisko mojej mamy. Wzięłam głęboki oddech i podniosłam rękę w celu zapukania. Chciałam uderzyć w drewnianą powłokę, ale zamiast w nią uderzyłabym w twarz mojej mamy.
- Mercedes Foster jesteś jak zwykle spóźniona. - była zła. Wiedziałam to. Zwykl jak taka jest to pojawia jej się zmarszczka na czole.
- Mamo, ja ci to mogę... - nie dała mi dokończyć.
- Mercedes słyszałam to już nie jeden raz. Nie możesz do cholery żyć samym tańcem, bo to ci gówno da! - wrzasnęła wciągając mnie do jej biura.
- Jakoś tańczę już od bardzo dawna i ci to, aż tak nie przeszkadzało! - krzyknęłam.
- Nie podnoś na mnie głosu! - machnęła rękoma. - Ja wiem najlepiej co dla ciebie dobre.
- Boże kochany mamo ty nic o mnie do jasnej cholery nie wiesz! Nie ty mnie wychowałaś tylko tata! Ty wolałaś dążyć do nie wiadomo czego niż zainteresować się własną córką! Daj mi kurwa żyć po swojemu! - uniosłam się, co tylko spowodowało to aby moja własna matka mnie spoliczkowała.
- Mercedes ja.. - nie dałam jej skończyć. Moje oczy się zaszkliły nie tyle z bólu fizycznego lecz psychicznego.
- Daruj sobie. - prychłam i wybiegłam z pokoju.
Darowałam sobie windę zaczęłam zbiegać schodami. Słyszałam nawoływania recepcjonistki i mamy. Mamy, pff ja już nawet nie wiem kim ona dla mnie jest.

*

Dzień Dobry Wieczór czy jak kto woli. Many pierwszy rozdział. Mam nadzieję, że nie jest strasznie chujowy. Nawet nie jestem pewna czy ktoś to czyta i nie wiem czy jest sens pisania drugiej części jak nikt jej nie będzie czytać.
P.S Co sądzicie o bohaterach? 

Prolog cz. II

Nigdy nie zastanawiałam się nad swoim życiem. Nie potrafiłam wybiec w moją przyszłość. Żyłam z dnia na dzień. W szkole miałam nawet dobre wyniki, o ile średnia 4,0 jest dla kogoś dobra. Znajomych miałam od groma jednak prawdziwego przyjaciela już tylko jednego. Miał na imię Ben. Poznaliśmy się przedszkolu. Jeden chłopiec zabrał moją lalkę i wyrzucił ją przez okno budynku. Jak to dziecko - płakałam. Wtedy Ben patrząc czy wychowawca jest zbyt zajęty innymi sprawami wymknął się z sali, aby przynieść moją zabawkę. W ten sposób się poznaliśmy i nasza przyjaźń trwa aż do teraz. Ben był przy mnie podczas moich kłótni z rodzicami, pierwszych zawodów sercowych czy nawet podczas mojej pierwszej miesiączki. - I co zamierzasz powiedzieć to swojej mamie? - zapytał Ben podrzucając piłeczką tenisową. - Nie wiem, ale ja już tak dalej nie mogę. - powiedziałam wzdychając. Nie mogłam tak dalej. Musiałam powiedzieć swojej matce, że nie chcę iść w jej ślady. Musiałam jej powiedzieć, że chcę tańczyć. Chciałam żyć swoimi marzeniami, nie jej. Jestem ciekawa jak zareaguje na wieść, że dostałam się do jednej z najlepszych szkół tańca. W Londynie. O mój boże matka mnie chyba zabije.

*

Witajcie. Więc tak zaczynamy pisać część drugą. Nowy spis postaci zobaczycie w zakładce Bohaterowie I / II .
I jak co myślicie na temat 21 letniej Merci?
Może być ta aktorka?
Jak myślicie w jakim zawodzie może pracować Lotte?

poniedziałek, 27 stycznia 2014

Epilog

- W takim razie życzę wam miłego mieszkania w tym apartamencie. - powiedziałam wręczając pęk kluczy mężczyźnie, który był trochę starszy niż ja. - Dziękujemy. Myślę, że to był dobry wybór. - posłał mi dzisiaj kolejny uśmiech. Skierowałam się wraz z nimi do drzwi frontowych. - W takim razie do widzenia. - nie czekając na ich odpowiedź wyszłam z mojego, przepraszam już nie mojego mieszkania. Wzięłam Merci na ręce i szłam w dół klatki schodowej. Chwilę później jechaliśmy taksówką na lotnisko Heathrow. Ta cała sprawa z porwaniem się skończyła, a ja nie mogłam żyć w wiecznym strachu, że coś podobnego może się wydarzyć. Chciałam to wszystko zakończyć i zacząć od nowa. Chciałam zapomnieć o tym całym gangu, mojej pracy, Jane, a przede wszystkim Harrym. Myśl, że mogę go już nigdy nie ujrzeć przynosiło mi coś na wzór ulgi. Przeprowadzka do Paryża wydawała się idealnym wyjściem. Zacznę tam od zera. Zostawię wszystko i wszystkich za sobą, a do tego będę miała możliwość spełniać marzenia. W końcu to miasto mody jak i miłości. Jednak o miłości nie chcę myśleć, bo ona jest ślepa. Wysiadłam z taksówki uprzednio płacąc należną sumę kierowcy. Po kilkunastu minutach odprawy siedziałam już w samolocie, a obok mnie smacznie chrapał mój największy skarb. - Nową przygodę czas zacząć. - powiedziałam sama do siebie i przymknęłam powieki starając idać się do upragnionej krainy snów.

*

Epilog króciutki, jednak nie mogłam wybulić nic więcej. Drugą część będę pisać. Może jak mi się uda to napiszę dziś prolog. Najpierw jednak będę musiała zaaktualizować zakładki i będę musiała zrobić zwiastun. Brrr.

Jak wasze domysły co może się w kolejnej części?
A jak myślicie jaka aktorka zagra Merci w nieco starszej wersji?

sobota, 18 stycznia 2014

Rozdział 10

Jechaliśmy już dość długi czas. Siedziałam podkulona trzymając Merci w mocnym uścisku. Co chwila do moich uszu dochodziły przekleństwa. Jak na złość policja nie chciała odpuścić porywaczom. Szczerze to czekałam na moment, aż rozpocznie się jakaś strzelanina. Wzdrygnęłam się na tą myśl.
- Kurwa chyba nie zgubimy ich! - krzyknął kierowca - skręcając gwałtownie w prawo. - Jane będziesz musiała to zrobić!
- No chyba cię pogieło! Ja chce jeszcze żyć. - uderzyła swoimi dłońmi w fotel.
- Skłamiesz Jane. - powiedział - Za następntm zakrętem zwolnię, a ty wyskoczysz.
- Ale... - nie mogła dokończyć, bo do jej skroni został przystawiony pistolet.
- Albo to zrobisz, albo zginiesz w inny sposób. - jego ciało się spięło. - Skacz! - za chwile drzwi zostały otwarte i blondynka wyskoczyła z samochodu odbijając się od podwozia.
Samochód znowu przyśpieszył, a drzwi automatycznie same się zamknęły pod wpływem nacisku. Jechaliśmy tak długo, że chyba dawno opuściliśmy Manchester. Skręciliśmy w prawo i zastaliśmy blokadę stworzoną przez wozy policyjne. Rozglądałam się rozkojarzona na boki chcąc ogarnąć jakoś tą całą sytuację.
- Dawaj małą - powiedział nasz kierowca, który był chyba alfą tego całego spisku. Merci została brutalnie wyrwana z moich objęć i została podana przez mężczyznę siedzącego obok mnie do przodu.
- Bierz starą i na zewnątrz. - rozkazał.
Zostałam brutalnie pociągnięta przez tego chłopaka. Wzdrygnęłam się kiedy poczułam chłodne powietrze na swoim ciele.
- Spróbujcie podejść, albo któreś z nich straci życie! - poczułam zimny metal przy mojej skroni. Merci płakała. Ja zresztą też byłam bliska płaczu.
- Czego chcecie? - powiedział Harry stojąc obok policjana, który z wielką czujnością celował w mojego oprawcę.
- Ty sam dobrze wiesz czego, dostałeś list. - znowu ten sam głos.
- Dobrze mam to przy sobie. - powiedział wyjmując plik pieniędzy z jednej kieszeni.
Trzymając ręce w górze zaczął się zbliżać do mężczyzny. Zrobili wymianę. W jedną z jego rąk trafiła kasa, a Harry odebrał od nich Merci.
- Dobra, a teraz puście dziewczynę. - powiedział cofając się wraz ze swoją córką w tył.
- Nie taka była umowa. Masz bachora, a tą jakże uroczą dziewczynę zatrzymamy dla siebie. - zaśmiał się szyderczo. Poczułam silny ból głowy. Byłam ciągnięta za włosy w stronę auta. Szarpałam się jak tylko mogłam. Krzyczałam tak głośno, że chyba cała Anglia mnie słyszała. Chciałam, aby ten koszmar się już skończył. Zanim zostałam uderzona czymś w głowę widziałam jak policja rusza w moim kierunku. Następnie straciłam przytomność.

*

Dzień Dobry Wieczór : ) Napisałam rozdział z nudów na telefonie więc błędów zapewnie jest mnóstwo. Chcę już zakończyć to opowiadanie dlatego będzie jeszcze jeden rozdział i epilog. Nie wiem czy pisać drugą część. Nie wiem czy ktokolwiek by to czytał. Byłabym wdzięczna gdybyście mi napisały

CZY PISAĆ DRUGĄ CZĘŚĆ TEGO OPOWIADANIA?

niedziela, 5 stycznia 2014

Rozdział 9

Siedziałam w tym pokoju wraz z Merci już od kilku dni. Kiedy Jane stała tak sobie wraz z moją córką w tym korytarzu myślałam, że się na nią rzucę, aby tylko odzyskać małą. Miałam wtedy ochotę zedrzeć z jej buźki ten wredny uśmieszek. Swoją drogą jest zimną suką. Przespała się chyba ze wszystkimi mężczyznami z tego mieszkania... nie czekaj wróć, mężczyznami ich raczej się nazwać nie da. Hmm to może określenie samcami będzie dobre? Oj nie wiem jak ich nazwać w każdym bądź razie była zdradziecką suką. Od razu jak ją pierwszy raz zobaczyłam wydawała mi się pusta. I nie stwierdziłam tego po kolorze jej włosów, bo przecież co ma kolor do rozumu? Przecież nic, a nic. To tylko jakieś głupie stereotypy. Nie wiem jak Harry mógł być, aż tak zaślepiony miłością do Jane. Chłopak chyba ma za dobre serce.
Siedziałam na tym brudnym materacu z moją córką na rękach. Spała. Taka mała, a już tyle się w jej życiu wydarzyło. Wydawała się jakby lżejsza. Zresztą widać było, że schudła. Siedzieliśmy tu od kilku dni. Dostawaliśmy trzy posiłki dziennie i czasami pozwalano nam skorzystać z toalety. Człowiek też ma jakieś potrzeby co nie? Położyłam Merci na materacu i przykryłam ją podartym kocem. Nudziło mi się niemiłosiernie. Zaczęłam chodzić po pomieszczeniu kręcąc się w kółko. Przypomniało mi się jak kiedyś zatrzasnęły nam się drzwi w piwnicy.

'- Harry moja mamusia powiedziała, że piłka leży w piwnicy. - powiedziałam podchodząc do sześciolatka.
- To chodź po nią pójdziemy - odparł wesoło i ruszył w stronę domu.
Moja mama w tym samym czasie sadziła kwiaty w ogrodzie, a tata był jak zawsze o tej porze w pracy.
Harry otworzył drzwi prowadzące do piwnicy. Zapalił światło, które tliło się jakby było na wykończeniu. Zaczął schodzić na dół.
- Erin chodź ze mną. - wyciągnął dłoń w moim kierunku.
- Ale ja się boje, tam są potwory. - przestraszona rozglądałam się na boki.
- Nic Ci nie będzie, ja cię obronię.
- Obiecujesz? - spojrzałam na niego.
- Obiecuję. - uśmiechnął się do mnie i chwycił za rękę.'

Uległam mu zresztą to nie był jedyny raz. Miał ten cholerny dar przekonywania. Potrafił też obiecywać. Przez te lata naobiecywał mi tyle i co? I nic. Z żadnej się nie wywiązał. Wtedy w tej piwnicy obiecał, że nic mi się nie stanie, a tymczasem podczas szukania piłki potknęłam się o coś i skręciłam nogę. Żeby było ciekawiej ktoś nam zamknął drzwi, a po kilkunastu minutach żarówka mignęła ostatni raz i zgasła. Obiecał mi wtedy jedną rzecz, którą wypełnił i wypełnia. Powiedział mi, że zawsze ze mną będzie. Miał racje. Zawsze ze mną jest. Jak nie ciałem to duchem.

Moje rozmyślania zostały przerwane, po tym jak usłyszałam huk z góry. Słyszałam jak ciężkie buty odbijają się od schodów, a następnie metalowe drzwi otwierają się uderzając o boczną ścianę. Podbiegłam do Merci i zaczęłam przytulać do siebie. Głośny hałas spowodował płacz u małej.
- Biwrz tego bachora i jazda na góre. Policja tu jedzie. - podszwdł do mnie i pociągnął mocno za rękę. Wyrwałam się z jego uścisku przytrzymując Merci bliżej siebie.
- Nie wyrywaj się, tylko szybko masz iść do samochodu zanim stracę swoją cierpliwość. - warknął - I ucisz tego bachora - powiedział zamykając drzwi.
Szłam jak najszybciej do góry. Myślałam, że mnie nie dogoni jednak zaraz dorównał mi kroku.
- No ruszaj się do jasnej cholery! - krzyknął, a mnie zadzwoniło w uszach.
Pośpiesznie zostałam wyprowadzona z budynku na podjazd, gdzie stały dwa samochody. Rozejrzałam się szybko wookół. Okolica była mi w ogóle nieznana. Zresztą co się dziwić. W Manchesterze byłam tylko dwa może trzy razy. A może to wcale nie był Manchester? Zostałam wprowadzona do jednego z  samochodów i zaraz ruszyliśmy w jakąś drogę. Słysząc syrenę policyjną odwróciłam głowę do tyłu. Dostrzegłam radiowozy i czarnego Range Rover'a. Harry? Co on do cholery tu robił? Przecież teraz będzie jeszcze gorzej.
- Ja cię nie pierdolę - przeklnęłam pod nosem i przytuliłam Merci bliżej siebie. Poczułam jak coraz to mocniej wbija mnie w fotel. Kierowca dodawał gazu chcąc zgubić ogon.

*

Dobry wieczór moi mili. Miło mnie zaszkoczyliścue tym, że jednak czytacie dlatego napiałam kolejny rozdział. Pisałam go pod chwilą natchnienia i nie wiem czy wam się spodoba. W tych ' ... ' są zapisane wspomnienia, bo piszę z telefonu i nie mogłam zrobić kursywy.
Zmotywowaliście mnie waszymi słowami, bo jednak wiem, że nie piszę na darmo : )

wtorek, 22 października 2013

Rozdział 8

 Obudziłam się leżąc na jakimś materacu z którego wystawały sprężyny. Plecy mnie bolały tak bardzo, że jakikolwiek ruch z mojej strony prowadził do pojawienia się grymasu na mojej twarzy. Zaciągnęłam się powietrzem. Śmierdziało tu grzybem. Obolała podniosłam się z materaca i podeszłam do małego okna. Wyjrzałam przez nie. Widziałam przez nie zielony trawnik. Jednak jakbym chciała przez nie uciec nie udało by się to, gdyż po pierwsze okienko nie należało do najszerszych, a po drugie było one zabezpieczone kratami. Ugh, niech szlag trafi takie życie. Przeszłam się dwa razy wookoło pomieszczenia, gdy usłyszałam dźwięk przekręcanego klucza. Przystanęłam i spojrzałam w tamtą stronę.
- O widzę, że księżniczka już wstała - powiedział podchodząc do mnie. Ja automatycznie cofałam się do tyłu.
- Czego ode mnie chcecie? - cofałam się do tego momentu, aż moje plecy nie dotknęły ściany.
- Och czego chcemy? - zaśmiał się pokonując odległość pomiędzy nami - Chcemy pieniędzy, których nie mamy, a twój chłoptaś ma. - powiedział dotykając mojego policzka. - Ale jeśli zechcesz dać nam więcej to się nie obrazimy.
- Jesteś idiotą myśląc, że mogłabym ci się oddać. - prychnęłam.
- Mmm ostra lubie takie. - przejechał nosem po moim policzku. Boże jaki ten gościu byL obrzydliwy. Nie dość, że łysy to jeszcze nienaturalnie przerośnięty.
- Paul! Weź tą dziwkę i przyjdź do nas. - usłyszałam jakuś męski głos.
- Idziemy księżniczko - powiedział Paul.
- Nie. Ja nigdzie nie idę. - założyłam ręce na piersi.
- Weź mnie nie wkurwiaj tylko idziemy do kurwy nędzy. - złapał mnie za łokieć i pociągnął w kierunku drzwi, ale mężczyzna spotkał się tylko z moim sprzeciwem. Po chwili mój policzek zaczął piec. Ten idiota mnie uderzył. - Słyszysz mnie kurwo?! - kolejna obelga skierowana w moją stronę. Zbierało mi się na płacz. Nikt nigdy jeszcze się tak na mnie nie wyzywał. Ciągnięta przez Paula znalazłam się chyba w salonie. Zostałam uwolniona z uścisku chłopaka. Rozglądałam się, a mój wzrok zatrzymał się na drzwiach frontowych. Chciałam uciec. Już byłam prawie przy drzwiach kiedy zatrzymał mnie dość znany głos.
- Lotte, a ty dokąd się wybierasz. Czy czegoś nie zapomniałaś? - zapytała z wyraźną kpiną w głosie.
Odwróciłam się w kierunku dziewczyny i zamarłam. To co zobaczyłam totalnie mną wstrząsnęło. Ujrzałam tam dziewczynę Harrego z MOJĄ córką na rękach. I co teraz mam robić?

*

Moi drodzy życzę wam wszystkiego najlepszego z okazji Nowego Roku. Oby wasze marzenia mogły się spełnić.

Co do rozdziału, pojawił się tak późno gdyż miałam cichą nadzieję, że pod poprzednim pojawi się choć jeden komentarz, no ale cóż. Krótki, bo nie mam siły na nic. Leże w łóżku i uczę się na sprawdzian. Mam nadzieję, że docenicie moją pracę nawet krótkim komentarzem : ) xx

niedziela, 20 października 2013

Rozdział 7

 Policja w Manchesterze przyjęła zgłoszenie o tym dziwnym SMS'ie. Wszystkie dane zostały przesłane do nich. Siedziałam na komisariacie już dobre 2 godziny i czekałam na jakieś informacje. Harry musiał iść, bo przecież on też swoje życie. Właściwie to gdyby nie zadzwonił do niego Paul, że musi być w studiu za pół godziny to dalej, by tu ze mną siedział. Przeglądałam właśnie po raz 12 gazetę, która leżała na stoliku w poczekalni kiedy w moim telefonie zawidniała wiadomość.

"Ach ta policja szuka nas po całym Manchesterze i nie może nas znaleźć. Jednak potrafimy się bardzo dobrze maskować."

Siedziałam tak i gapiłam się w ekran telefonu. Nie będę już błagać policji. Wezmę sprawy we własne ręce. Nie wiem nawet kiedy obok mnie zjawił się policjant, który przyjmował zgłoszenie.
- Własnie otrzymałem telefon z Manchester'u. - podniosłam na niego wzrok. - Niestety nie znaleziono nic prócz zniszczonej karty SIM z której została wysłana wiadomość.
- A odciski palców? - spytałam wstając.
- Niestety nie znaleziono na nich odcisków. Ktoś musiał robić to z doskonałą precyzją. - westchnął policjant. -  Jednak są przypuszczenia, że pani córka jest na terenie kraju, więc trzeba czekać.
- Trzeba czekać? Trzeba czekać?! - wrzasnęłam, że aż policjant podskoczył. - Ja już dość długo czekam! Z moją córką może się coś dziać, a wy mi każecie czekać?! W dupie mam takie czekania! - krzyknęłam w stronę komisarza i wybiegłam z budynku. W tym momencie nie zastanawiałam się nad tym co może sobie op mnie pomyśleć. W tym momencie nic nie miało dla mnie znaczenia.
 Szybkim krokiem przemierzałam ruchliwe uliczki w kierunku swojego domu. Kiedy znalazłam się przy wejściu do klatki schodowej otworzyłam swoją torebkę i zaczęłam szukać w niej kluczy. Znalazłam je gdzieś na samym dnie. Wyciągnęłam je, a potem wsadziłam je odkluczając drzwi. Wchodziłam po schodach co drugi stopień pragnąc znaleźć się już na górze. Będąc pod drzwiami starałam się je szybko otworzyć, ale byłam tak zdruzgotana, że nie byłam w stanie popaść w otwór. Pomogłam sobie drugą ręką przytrzymując ją, aby ta tak się nie telepała. Gdy już je otworzyłam wpadłam tam jak burza. Trzasnęłam drzwiami i pobiegłam w głąb mieszkania. Nie zaprzątałam sobie głową tym, aby zdejmować buty. Weszłam do sypialni i wyjęłam z niej małą torbę podróżną. Otworzyłam szafę na oścież i zaczęłam zdejmować z wieszaków jakieś ubrania. Niedbale wkładałam materiały do walizki nie przejmując się tym czy będą wymięte czy może nie. Włożyłam tam też trampki. Chwilę potem byłam w łazience gdzie wrzucałam rzeczy do kosmetyczki. Kosmetyczka i bielizna, którą zgarnęłam w między czasie znalazła się w torbie. Zapięłam ją i chwyciłam w ręce. Do swojej torby wrzuciłam portfel i ładowarkę do telefonu. Torby zostawiłam przy wyjściu i zaczęłam biegać po mieszkaniu wyłączając urządzenia z gniazdek. Będąc już przy drzwiach wyłączyłam korki. Torby przewiesiłam sobie przez ramię. Zakluczyłam drzwi i zaczęłam zbiegać w dół. Będąc na dworze szybkim krokiem przemierzyłam odległość jaka znajdowała się pomiędzy mną, a moim samochodem. Będąc już praktycznie przy moim aucie musiałam się z kim zderzyć.
- O Lotte. - powiedział entuzjastycznie Harry - wybierasz się gdzieś?
Wywróciłam oczami i wyminęłam chłopaka. Otworzyłam bagażnik i wpakowałam tam torbę.
- Lotte pytałem się coś ciebie. - powiedział chłopak łapiąc mnie za łokieć.
- policja ma tą sprawę gdzieś. Sama znajdę moją córkę. - wyrwałam się z uścisku chłopaka i wsiadłam do samochodu. Klucze wsadziłam do stacyjki i wyjechałam z parkingu zostawiając dom i zdezorientowanego chłopaka za sobą.
 Próbowałam się wydostać z Londynu już jakąś dobrą godzinę, ale za nic w świecie nie mogłam tego zrobić. W tym mieście są takie korki, że szybciej chyba bym doszła do tego Manchester'u na pieszo. Po kilkunastu nieudolnych próbach wydostałam się z tej metropolii i jechałam już prosto do miasta gdzie być może znajduje się moja córka.
 Telefon, który znajdował się na siedzeniu obok cały czas dzwonił. W końcu nie wytrzymałam nerwowo i go wyłączyłam.
 Zajechałam na stację benzynową. Wyszłam z samochodu i obeszłam go dookoła.otworzyłam bak i zatankowałam samochód do połowy. Wzięłam z siedzenie torebkę oraz telefon i poszłam zapłacić pracownikowi należną sumę. Kiedy wyszłam postanowiłam włączyć telefon. Podczas gdy telefon szykował się do ponownego użytkowania, ja wsiadłam z powrotem do samochodu, powoli odjeżdżając. Nie powiem za mną stały dwa auta, a ich kierowcy chyba nie byli zbytnio zadowoleni. Kiedy na telefonie wreszcie pojawiła się uśmiechnięta buźka małej Merci chciałam wybuchnąć płaczem. Za chwilę zaczęły przychodzić mi powiadomienia. Miałam 34 nieodebrane połączenia i 5 nieodczytanych SMS'ów. Przeglądając widziałam, że są to same od Harrego. Westchnęłam z rezygnowaniem i położyłam telefon na siedzenie pasażera.
Jadąc autostradą pokonywałam kolejne odcinki dzielące mnie do mojej córki. Byłam lekko mówiąc zdenerwowana. Dochodziła godzina 17 kiedy wjeżdżałam na tereny Manchester'u.Ściemniało się gdyż zwykle o tej porze roku tak się dzieje. Przecież mamy jesień.
 Poszukiwałam jakiegoś hotelu na obrzeżach tego miasta. Zdarzało się też tak, że wjeżdżałam w nie dość ciekawe uliczki. Po raz 10 z kolei wjechałam w nieoświetloną uliczkę. Światła samochodowe oświetliły sylwetki jakiś ludzi. Dostrzegłam, że jest to jakaś kobieta i mężczyzna. Postanowiłam zainterweniować. Włożyłam telefon do kieszeni i wyszłam z samochodu nie gasząc przy tym świateł. Mężczyzna nadal szarpał tą kobietę.
- Zostaw ją! - krzyknęłam, zmniejszając odległość między nami. - Słyszałeś?! - byłam już prawie przy nich.
- Och kogo moje oczy widzą? - powiedział mężczyzna szczerząc się sam do siebie. - Toż to Lotte we własnej osobie. - zaśmiał się szyderczo.
- Nie! - krzyknęła kobieta i próbowała wyrwać się z uścisku. Nieznajomy trzymał ją za kark. Jej twarz była zwrócona do ziemi. Zaczęła kasłać po tym jak silnie musiał ją ten facet trzymać.
- Skąd mnie znasz? - dobra teraz się już trochę bałam.
- Och kochanie ty nawet nie wiesz ile ja osób na tym świecie znam. - obiecuję wam, że jeśli nie przestanie się tak szczerzyć to mu chyba coś zrobię. Zauważyłam, że do naszej trójki zaczęło się zbliżać jeszcze jakiś dwóch kolesi. Zrobiłam jeden krok do tyłu, ale się z czymś zderzyłam. Podniosłam głowę do góry i ujrzałam jakiegoś łysego faceta, który zupełnie tak jak tan pierwszy uśmiechał się z nie wiadomo jakiego powodu. Dobra teraz to już się zaczęłam na prawdę bać. Było ich czterech, jakaś kobieta, która była trzymana przez jednego z mężczyzn, jeśli w ogóle mogę ich tak nazwać i ja. Rozejrzałam się w około. Mój oddech ewidentnie przyśpieszył. Rzuciłam się do ucieczki. Było mi dane zrobić dwa kroki, gdyż zostałam złapana za ramiona. Zaczęłam się wierzgać chcąc uwolnić się z uścisku jednak to było na marne. Gościu, który mnie schwytał przyciągnął mnie do siebie, trzymając jedną ręką, a drugą przyłożył do mojej twarzy trzymając w niej jakąś ścierkę. Starałam się nie oddychać. Kopałam go nogami jednak on nie reagował. Długo nie mogłam wytrzymać więc zaczerpnęłam powietrza. Nie to nie był dobry pomysł. Za chwilę mój obraz zaczął się rozmazywać i urwał mi się film.


*

Dobra możecie mnie zabić. Rozdział jest  krótki, mało logiczny i ogółem takie gówno z tego wyszło. Powoli się chyba wypalam z tej historii, nie wiem co wymyślać. W mej głowie są teraz jakieś wzory matematyczne i to mnie naprawdę wkurza. Bardzo chcę dokończyć tą historię, bo nigdy żadnej mi się nie udało skończyć. Postaram się, aby kolejny rozdział był dłuższy i może trochę bardziej ciekawszy od tego.